piątek, 9 lipca 2010

Robin Hood

I znowu sięgam po hiciory z czołówki repertuaru kinowego chociaż mówiłam, ze nie będę. Szczerze mówiąc nie chciało mi sie Robina oglądać... Z resztą 2godz i 10 min to nie jest mało. Dla mnie stanowczo za dużo. Myślałam, ze ta historia będzie powiązana z fabuła serialu, albo chociaż z "Księciem złodziei", a tutaj wielkie zaskoczenie bo ma się ona nijak do wcześniej mi znanych adaptacji. Hood wg Ridley Scotta nie nosi rajtuzów i zielonego kaptura, a w głównej scenie batalistycznej jego bronią jest młotek! Generalnie przypominał mi jedynie "Gladiatora" w wersji bardziej brytyjskiej. Ten sam reżyser i ten sam Russell Crowe, na którego zawsze patrze przez pryzmat "Pięknego umysłu" więc tutaj wydawał mi się nieco zabawny... Natomiast Cate Blanchett ze swoją celtycką uroda wpasowała się nieźle. Ogół bez szaleństw. Dla fanatyków.

czwartek, 8 lipca 2010

Chéri

Film ten wejdzie do Polskich kin dopiero 1. sierpnia jednak światowa premiera odbyła się 10 lutego 2009r. Tak więc nie jest on najnowszy...
Opowiada on historię znajomości starzejącej się już kurtyzany z młodym chłopcem. Bagatela jest on synem jej koleżanki po fachu... Jako synowi bądź co bądź prostytutki mimo wszystko życie upływało mu bardzo miło lecz do czasu... Piękna, chociaż już ( o zgrozo!) 52letnia Michelle Marie Pfeiffer idealnie pasuje do postaci. Towarzyszy jej tu Rupert Friend, którego omal nie poznałam w tych chłopięcych loczkach. Jest to piękna opowieść okolona dużą dozą ironicznego poczucia humoru. Ach no i te widoki... I kapelusze! Zakochałam się w kapeluszach! No tak mówiłam już, ze uwielbiam filmy kostiumowe?
Historia romantyczna i zabawna , lecz nie nazwałabym jej komedią romantyczną. To romans z nieco wyższej półki, z cyklu tych nie kończących się za dobrze. Idealny na letni wieczór, nawet dla singli i nieszczęśliwie zakochanych :)

piątek, 2 lipca 2010

Seriale

Seriale to nieodzowna część naszego życia. I nie oszukujmy się jeżeli teraz nie masz ulubionego serialu, nie miałeś go w dzieciństwie to na pewno będziesz miał go na emeryturze! ja po seriale sięgałam najchętniej przed maturą bo stanowią one także przyjemną formę odmóżdżenia. Tak np stałam się oglądaczką "Plotkary". Jest to produkcja ambitna lecz jedynie finansowo. Tak więc miło jest popatrzeć na torebki i buty, na których podróbki nawet mnie nie stać. Natomiast serialu "Skins" stałam się rasową fanką. A że oba te seriale od jakiegoś czasu mają wakacje więc postanowiłam odświeżyć stare miłości...
Seks w wielki mieście, Jezioro marzeń, Przyjaciele, Ally McBeal, Asy z klasy, Roswell, Felicyty, Ich pięcioro, Siódme niebo, Ostry dyżur... to tylko kilka z tych tytułów, których starałam się obejrzeć każdy odcinek. W większości z nich nie pamiętam już imion głównych bohaterów.
Czy zastanawialiście się kiedyś jak bardzo wpływają na nas seriale?
To pytanie zadałam sobie gdy rok temu obejrzałam jednym haustem 4 sezony "Trawki". Z przerażeniem stwierdziłam( Ja?! Ja przeciwnik wszelkich narkotyków), że trawka to nic złego... Podobnie miałam po "Dexterze" kiedy po kilku odcinkach zaczęłam gościa po prostu lubić. A ja przecież nie chce lubić nałogowego mordercy! Albo House? Kto nie lubi House? ( no są wyjątki...) a przecież to gbur i z pewnością dostałby od nas kilka ciętych uwag gdyby był naszym lekarzem. Mnie ostatnio zaskoczyła chęć zakupienia wisiorka z moim imieniem. Najgorszy kicz jaki mogę sobie wyobrazić. Fuuuu! Ale na szyi Carry Bradshaw reprezentuje się całkiem przyzwoicie... Jak to jest możliwe, że bohaterowie seriali, ludzie których nie znamy, mogą zmieniać tak diametralnie nasze zdanie na jakiś temat? W ogóle co one mają w sobie, że zaczynamy je oglądać? W czym tkwi fenomen oper mydlanych?